top of page

Bartošovice v Orlických horách

  • Zdjęcie autora: Kasia Małolepsza
    Kasia Małolepsza
  • 2 kwi 2023
  • 4 minut(y) czytania

Pierwszy raz tworzę wpis nie z własnego łóżka, ale na wyjeździe. W pięknie położonym obiekcie - Barto21 w Bartošovice v Orlických horách. Wybraliśmy się tutaj drugi raz tym razem w pełni wykorzystując i sam obiekt i okoliczne atrakcje. Co ciekawe w styczniu napotkaliśmy mniej śniegu niż teraz w marcu.


Góry Orlickie, bo będę posługiwać się ich Polską nazwą są na granicy Polski i Czech. Nie wybraliśmy się więc wybitnie daleko i nawet odbieraliśmy polskojęzyczne radio. Tak się jednak złożyło, że przez czysty przypadek odwiedziliśmy w styczniu tą agroturystykę, i spodobało nam się to miejsce na tyle, że chcieliśmy przyjechać tutaj jeszcze raz tym razem zabierając ze sobą jeszcze znajomych (pozdrawiamy!). Poza tym jest tu dużo miejsc, gdzie można nabawić się zakwasów - czyli sporo chodzenia góra - dół. Nam przez ten krótki weekend udało się wejść na Wielką Desztnę, zwiedzić Ziemską bramę, Zamberk i w Karlikach - Hora Matky Boží Hedeč. To właśnie Hora Matky Boží Hedeč zawdzięczam to jęczenie jak schodzę ze schodów. Ostatnie kilkaset metrów to niezła wspinaczka, na którą moje rozleniwione mięśnie zupełnie nie były gotowe. Przed jojczeniem powstrzymywało mnie permanentne jojczenie mojego dziecka.

Wracając jednak do początku. Wyruszyliśmy w piątek po południu, więc jedyne co zrobiliśmy w na miejscu to zameldowaliśmy się w obiekcie i poszliśmy z dzieciakami na lokalny plac zabaw. Nie wiem czy to zasługa górskich miejscowości, ale wydaje mi się, że place zabaw w Czechach są po prostu ciekawsze, atrakcyjniejsze. Przynajmniej te, które odwiedzaliśmy. Zdjęcia znajdziecie poniżej w albumie.





Następnego dnia rano mieliśmy zaplanowaną wyprawę na Wielką Desztnę i znajdującą się tam wieżę widokową. Trasa nam się bardzo podobała, kiedy byliśmy w styczniu. Prosta droga pod górę. Nawet rowerem spokojnie dałoby się tam wjechać. Nic specjalnie wymagającego. Spokojne podejście. Tylko brak towarzystwa dla Kuby powodował głośny protest z jego strony. Tym razem miał towarzystwo. Wszystko miało być super. Miało… okazało się, że w styczniu owszem - śniegu nie było. Za to pod koniec marca dosłownie momentami brnęliśmy w śniegu po kostki, a zdarzało się, że i po kolana. Najgorsze były fragmenty skute lodem. Wywrotka murowana. Na szczyt doszliśmy przemoknięci i autentycznie zmachani. Spacer po śniegu - przynajmniej dla mnie - jest dużo bardziej męczący. Trochę bałam się, że Kuba z mokrymi butami, skarpetkami, spodniami na drugi dzień będzie chory. Już oczami wyobraźni widziałam ten gil do pasa, kaszel i świecący na czerwono termometr. Po powrocie do auta ściągnęliśmy tylko buty i Kuba owinięty w moją kurtkę grzał się w aucie, a Paweł grzał do obiektu żebyśmy się szybko przebrali. Zmachani, zziębnięci odpoczywaliśmy zastanawiając się nad tym co by tu zjeść w okolicy. Wybór padł na oddalony kilkanaście kilometrów Zamberk. Poszliśmy na krótki spacer zwiedzając okolicę i skierowaliśmy się do restauracji. Niestety nie było tam typowych czeskich potraw, na które liczyliśmy. Trochę zawiedzeni udaliśmy się jeszcze na zakupy, żeby nabyć to co najważniejsze czyli ŻELKI, czekoladę i inne ważne dla dorosłych produkty.




Wieczorem w obiekcie dzieciaki budowały bazę, grały, rysowały generalnie zajęli się sobą. Na piętrze są tylko dwa pokoje więc mogli swobodnie biegać między naszymi pokojami, a my mogliśmy spokojnie pogawędzić w kuchni. Rano po zjedzonym śniadaniu udaliśmy się na wycieczkę w okolicach Ziemskiej bramy. Po drodze wspinaliśmy się, żeby zobaczyć bunkry. To był taki bardzo spokojny spacer wzdłuż rzeki Dzikiej Orlicy. My zaczęliśmy wędrówkę przy Kamiennym Moście. Pierwsze kroki to była wspinaczka po skałach, ale później była już tylko prosta ścieżka. Spokojnie można by wybrać się tam także rowerem. Po drodze były tablice informacyjne. Można było nawet odrysować specjalny obrazek. Cztery tablice i cztery części do odrysowania na trasie. Niestety nie wiedzieliśmy o tym i byliśmy nieprzygotowani, a szkoda bo byłaby to fajna atrakcja dla chłopaków. Cała trasa wyszła nam parę ładnych kilometrów. Poniżej znajdziecie także mapkę, ale niestety włączyliśmy ją w trakcie, więc nie jest to pełna trasa jaką pokonaliśmy. Do jednego z bunkrów, które mijamy po drodze da się nawet wejść, ale zdecydowanie polecam latarki. Te z telefonów mogą być niewystarczające. Po drodze natknęliśmy się opuszczony dom, gdzie udało nam się odpocząć przy ławeczce. Chwilę później natrafiliśmy na niszczejący opuszczony kompleks wypoczynkowy. Przynajmniej wyglądało to tak, jakby nikt już do tych miejsc miał nie przyjeżdżać. Szkoda, bo idealnie położony przy Dzikiej Orlicy w oddaleniu od miejskiego zgiełku i sporo miejsca do zabawy i spacerów. Zrobiliśmy koło i wróciliśmy na parking gdzie skierowaliśmy się na obiad. Wybraliśmy się miejscowości Králíky gdzie znaleźliśmy restaurację Zlatá Labuť. Tym razem w menu było wszystko to, co chce się zjeść w Czechach. Dla nas najważniejsze - smażony ser i knedle. Wzięliśmy jeszcze zupę cebulową i rosół dla Kuby. Dania wyborne. Dla mnie zawsze tak sycące, że wymiękam w połowie porcji, ale zawsze znajdzie sią ktoś gotowy dojeść. Kuba dodatkowo zażyczył sobie naleśniki. Pychota! Problemem było wstanie od stołu, a mieliśmy jeszcze zaplanowany spacer na Hora Matky Boží Hedeč. Widać było z daleka, że jest trochę do przejścia, ale wyglądało na spokojne lekkie podejście. Tylko wyglądało, bo w rzeczywistości ostatni odcinek to było naprawdę niezłe podejście, które przyprawiłam wieczornymi zakwasami. Na szczycie powitał nas deszcz, gdzie na szczęście schowaliśmy się pod zadaszoną ławeczką. Posiedzieliśmy, popatrzyliśmy i zabraliśmy się za schodzenie. Moje kolana znowu przeszły wycisk, ale tym razem obyło się bez bólu. Po powrocie do obiektu dosłownie padłam na łóżko i nie wstawałam przez godzinę. W końcu uznałam, że trzeba się ruszyć. Było popołudnie i nie można było do wieczora leżeć w łóżku, chociaż każdy z nas miał takie leniwe popołudnie. Wykąpałam się, wypiłam kawę i resztę popołudnia spędziliśmy rozmawiając i generalnie relaksując się. Chyba tylko nasze chłopaki miały siłę na bieganie i zabawę w budowanie bazy. Chociaż po jakimś czasie i im się znudziło i zajęli się gierkami na telefonie. Już dawno tak dobrze mi się nie spało, chociaż jak rano schodziłam na śniadanie to czułam mięśnie o, których nie miałam pojęcia.






Po pospiesznie zjedzonym śniadaniu i spakowaniu chcieliśmy jeszcze pozwiedzać, żeby nie tracić dnia. Padło na Międzylesie. Wcześniej pojechaliśmy jeszcze do Zamberka na zakupy, żeby uzupełnić zapasy, a nasi znajomi do Międzylesia zrobić rozeznanie gdzie można coś zjeść i co pozwiedzać. Niestety nie znaleźliśmy miejsca, żeby spokojnie usiąść, a pogoda nie zachęcała do spacerów. Uznaliśmy, że w związku z tym rozjedziemy się do domów. Udaliśmy się do zajazdu Byczy Róg, który znajduje się tuż przy granicy żeby spokojnie przy kawie pożegnać się ze znajomymi.


Czechy przywitaliśmy w miarę słoneczną pogodą, a pożegnaliśmy śnieżycą. Typowy marzec. Wyjazd zakończony, a ja już planuję kolejny. Tym razem namawiam chłopaków na Toruń. Może jeszcze w kwietniu uda się wyskoczyć?



Comments


niezwyczajnie.pl

©2022 wykonanie niezwyczajnie.pl. Stworzono przy pomocy Wix.com

bottom of page